Obiecałem Wam, że kiedyś opowiem więcej na temat ciekawych sposobów, jak to “sprytni i przedsiębiorczy” chłopcy wymyślili schemat na jeżdzenie sportowymi droższymi furami, będąc na tym jeszcze do przodu. Pewnie niektórym będzie ciężko zrozumieć jak to działa, ale postaram się pisać jak najprościej i przejrzyście
Po pierwsze sami zauważyliście, że w ostatnich dwóch latach, w Polsce narosło całe mnóstwo wypożyczalni sportowych samochodów. Oczywiście prawdziwe zaledwie kilka procent, reszta to ukochana przez naszych rodaków kombinatoryka. Nie mówię to o profi firmach mających flotę kilkudziesięciu aut, w pełnym przekroju klasowym i cenowym
Mówię o takich, gdzie standardem jest M4, RS3, Mustang i M2 😂 od wielkiego dzwonu mamy jakieś RS6, Panamere czasem może jakiegoś egzotyka, ale to z reguły rzadkość. Często jest to jedno auto które “wypożyczalnie” sobie podnajmują jak jest klient
Mniejsza o to, stricte tym tematem zajmiemy się kiedy indziej. Dzisiaj na tapetę bierzemy magiczne słowo cashback. Co to takiego, jak działa i jak na tym zbudować lewar opiszę w kilku następnych akapitach
Cashback jest sposobem, który można wykorzystać przynajmniej na 3 sposoby. Żeby jednak przejść do różnych wersji, musimy najpierw wyjaśnić mniej więcej o co biega
Najprościej jak się da cashback, to różnica między ceną katalogową/rynkową wrzucaną do leasingu, a realną zrabatowaną tą która jest do zapłacenia
Żeby to jakoś zobrazować, dajmy na to, że mamy auto za 350 000PLN. W salonie udało nam się wynegocjować 20 oczek rabatu, zatem realnie mamy do zapłacenia 280 000PLN. Co z tą różnicą 70 000PLN? No i tutaj mamy spore pole do manewrowania. Oczywiście uprzedzam, te pieniądze nie są za darmo, jeśli zrobimy taki myk, to trzeba je oddać, ale … no właśnie zależy kto je odda i czy w ogóle 😉
Matma wygląda tak, salon fakturuje na leasing 350k, wpłacamy jakieś kosmetyczne 1-5% i to co zostaje “górką” rozliczamy na przykład na FV prowizji z salonem.
Scenariusz nr 1 to taki, w którym naprawdę zależy nam na jakimś aucie i chcemy spiąć budżet na już, mając w perspektywie deczko większe raty, ale też od razu poduszkę finansową na różne dodatkowe koszty. Albo sztucznie podbić wkład na auto, jeśli mamy trochę słabsze kwity i bank chce depozytu na przykład 20%
Scenariusz drugi, to właśnie przytulenie całego cashbacku dla siebie i wrzucenie auta na wypożyczalnie, bo te wyższe raty będzie spłacać potencjalny klient
Dlaczego to dość łatwe? Bo obecne leasnigi, czy najmy gwarantują odkup pojazdu za 40-50% ceny początkowej, więc już na starcie jest spory handicap
Przy tak zoptymalizowanej umowie, mamy auto na którym można zarobić na cashbacku i jeszcze na wypożyczaniu auta, a w dodatku się przylansować 😉 za przysłowiowy frajer
3 opcja jest wersją na ostro, ale warto mieć szerokie horyzonty, jak się później czyta, że jakieś drogie auto zniknęło, albo miało całkę
Otóż wyobraźcie sobie, że bierzecie jakieś grubsze auto, za 1mln, może nawet więcej. Robicie to na schemacie cashback, ubezpieczacie na wartość z FV bo taka jest zasada i taki samochód znika po zapłaceniu 2-3 rat, albo ma “poważny” wypadek
Matematykę pozostawiam Wam, ale możecie mi wierzyć, instagram i FB jest pełny aut na takim patencie 😘
Jak ktoś ma coś sensownego do powiedzenia to zapraszam w komentarzach do dyskusji 😄